poniedziałek, 22 lipca 2013

Dzień 3 - Z Limy do Cuzco

Cuzco - Plaza de Armas

Po 16 godzinach lotu byliśmy w Limie. Pierwszą czynnością jaką zrobiliśmy po wylądowaniu było przestawienie zegarków - wskazówki cofnęliśmy o 7 godzin i w ten oto sposób z godz. 13:00 zrobiła się  godz. 6:00. Wypełniliśmy dwa druczki, w tym jeden informujący, że nic cennego do Peru nie wwozimy (w innym przypadku musielibyśmy zapłacić podatek od wartości przedmiotu, tj. jakieś 14%). O godz. 11:00 mieliśmy wylecieć liniami TACA do Cuzco. Niestety lot został opóźniony o 3 godziny.

Przy okazji może podam patent na zaoszczędzenie do kilkudziesięciu dolarów na biletach lotniczych :-) Bilet z Limy do Cuzco kupiliśmy dożo taniej dzięki programowi LIFE MILES i tak zamiast ponad 400 zł zapłaciliśmy ok 250 zł. Wystarczy się zarejestrować na stronie internetowej programu, sprawdzić ile minimalnie trzeba mieć mil do zakupu biletów lotniczych, kupić je (30$ za 1000mil), a resztę zapłacić w dolarach bez kupna mil. Wydaje się skomplikowane, ale nie jest tak źle ;-)

W Cuzco byliśmy ok. godz. 15:00. Taxi za 7 soli (oczywiście żółte Tico) zawiozła nas na Plaza de Armas (niemal w każdym mieście w Peru jest plac o dumnie brzmiącej nazwie Plaza de Armas, czyli po polsku Plac Broni), a stąd już na własnych nogach do hostelu Mama Simona. Hostelik okazał się naprawdę fajny: ciepła woda, mate de coca (harbatka zaparzana z liści koki), kawa i przyjemny klimat. Zapłaciliśmy ok. 85 zł/noc za pokój dwuosobowy. Tego samego dnia pozwiedzaliśmy jeszcze trochę Cuzco. Trafiliśmy m.in. na przygotowania do wielkiego święta Inti Raymi. Wokół placu dzieciaki, te mniejsze i te większe, ćwiczyły układy taneczne z wielkim zaangażowaniem. Inti Raymi obchodzone jest 24 czerwca (do 1944 r. obchodzono je 21 czerwca). Dla Indian Inti Raymi było dniem, w którym jedno z najważniejszych bóstw inkaskich, czyli słońce, ponownie się rodziło... takie inkaskie Boże Narodzenie... Dziś Inti Raymi ma formę teatralnych inscenizacji, które można oglądać za dość sporą opłatą (ok. 100$) na terenie, znajdującej się nieopodal Cuzco twierdzy Saqsaywaman. Tak wysoka cena sprawia, że świętują turyści... zamiast mieszkańców.

Cuzco - Plaza de Armas

Na marginesie dodam, że Cuzco w języku Keczua znaczy "pępek świata". Już sama nazwa mówi nam o tym mieście bardzo dużo. Co poniektórzy porównują inkaskie Cuzco do Rzymu w jego najwspanialszych czasach. Hegemonia miasta zakończyła się w momencie przybycia Hiszpanów, a dokładnie Francisco Pizarro i jego ludzi w 1533 r. Złupili oni miasto, zburzyli pałace i świątynie, a na ich fundamentach wznieśli budowle wg własnego zamysłu.

Cuzco - Calle Marquez
Cuzco - Av. El Sol

Pierwszego dnia pobytu wymieniliśmy dolary na sole w banku. Wymieniając walutę w banku mieliśmy pewność, że otrzymane pieniądze są oryginalne... podobno w Peru rożnie z tym bywa. Koniecznie trzeba pamiętać, aby z Polski zabrać ze sobą dolary nieuszkodzone - Peruwiańczycy mają na tym punkcie fioła. Wystarczy mały bohomaz na banknocie i z wymiany nici. Za sole kupiliśmy czapy z "alpaki" heheh :-). Wieczorami w Cuzco jest bardzo zimno więc wybierając się w ten region trzeba pamiętać o porządnym, ciepłym ubiorze. Pomimo tego, że temperatura była dość niska, po mieście kręciło się sporo turystów i mieszkańców. Plaza de Armas pełen był gapiów przyglądających się ćwiczącym układy taneczne dzieciakom. Było gwarno i wesoło. Szkoda, że Gdańsk idzie spać tak szybko...

Cuzco
CuzcoCuzco

Po tym krótkim zwiedzaniu, wróciliśmy do hostelu na kolejny kubek mate de coca i do spania. Herbata z liści koki podobno ogranicza objawy choroby wysokościowej - my na szczęście jej nie doświadczyliśmy.

Więcej zdjęć z całego Peru pod tym linkiem.

PRAKTYCZNIE:

Nocleg w Cuzco:
  • Mama Simona Hostel - 85 zł/pokój 2-osobowy
Transport:
  • Z lotniska w Cuzco do centrum miasta najlepiej dostać się taksówką. Wychodząc za bramę parkingu lotniskowego, cena za taksówkę nagle spada o połowę.
Wyżywienie:
  • Ciężko nam było znaleźć w centrum miasta knajpkę typowo dla lokalsów. Najwięcej restauracji "turystycznych" jest w pobliżu Plaza de Armas. My jedliśmy w restauracji Pacha Mama.

2 komentarze

  1. Za podziwianie święta nic nie trzeba płacić. Przez trzy dni na głównym placu i po okolicznych uliczkach przemierzają korowody inkaskich grup.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, aby dostać się na teren twierdzy i zobaczyć "glowne" widowisko to trzeba zapłacić za bilety. I to słono. Chyba, ze się coś zmieniło. W Peru byliśmy 3 lata temu. Natomiast jeśli chodzi o to co dzieje się podczas IR w samym mieście... nie mieliśmy okazaji zasmakowac. Obserwowaliśmy przygotowania do święta. Mam nadzieję, że będziemy mogli tego doświadczyć w przyszłości. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń