czwartek, 25 czerwca 2015

Urokliwe Khao Sok i Cheow Lan Lake


Nie od razu podjęliśmy decyzję, że w naszym planie zagości Khao Sok. Tak, jakoś nie po drodze nam było do tego miejsca. Długo się wahaliśmy, ale koniec końców zaryzykowaliśmy. I to był strzał w dziesiątkę. Khao Sok to zdecydowanie jedno z najpiękniejszym miejsc jakie odwiedziliśmy w Tajlandii (jeśli nie najpiękniejsze).

Zacznijmy jednak od początku, czyli od tego jak do Khao Sok się dostać. Początkowo planowaliśmy dotrzeć do Surat Thani pociągiem, a następnie do Khao Sok autobusem. Plan jednak zmienił się podczas korespondencji mailowej z właścicielem ośrodka Tree House, u którego zarezerwowaliśmy wycieczkę na jezioro Cheow Lan. Sakda odradził nam pociąg ponieważ podobno bardzo często się spóźniają, a że start wycieczki miał nastąpić jakieś 2 godziny od momentu przyjazdu pociągu, musieliśmy go wykluczyć. Tak oto w skrócie doszło do podróży na trasie Bangkok - Khao Sok autokarem.

Dworzec autobusowy, z którego startowaliśmy ulokowany jest plus/minus 30 minut jazdy autobusem miejskim (m.in. linia nr 516) z Democracy Monument.

Bilety do Khao Sok kupiliśmy dzień wcześniej. Specjalnie w tym celu pojechaliśmy na położony na przedmieściach Bangkoku dworzec Southern Bus Terminal. Okazało się, że tym razem niepotrzebnie, ponieważ autokar był prawie pusty. Komfort podróży oceniam zdecydowanie na plus. Na dzień dobry otrzymaliśmy koc, poduszkę i masę przekąsek czyli słodką bułkę, orzeszki, soczek i wodę. Rozłożyliśmy fotele i lulu. W międzyczasie obejrzeliśmy jakąś tajską komedię o podróży przedślubnej do Chin. Akcja była wartka. W skrócie: przyszła panna młoda próbowała "zabić" przyszłego pana młodego, a on ją. Wszystko jednak zakończyło się happy endem czyli ślubem. Tajska kinematografia zadziwia i wciąga. Nawet gdy nie zna się tajskiego. :-)

Bądź co bądź podróż minęła dość szybko. Być może dlatego, że większość czasu przespałam.

Na miejscu byliśmy ok. 5:30 rano. Jeszcze w Polski umówiliśmy się z organizatorem naszej wycieczki, że gdy będziemy w Khao Sok zadzwonimy do niego i on nas zgarnie z przystanku do swojego ośrodka. Będąc jednak na miejscu stwierdziliśmy, że nie będziemy go budzić i sami znajdziemy ośrodek. Nie mieliśmy serca, żeby po 5 nad ranem wydzwaniać, a poza tym ten telefon kosztowałby nas ładne parę złotych ponieważ nie mieliśmy tajskich kart telefonicznych.

Khao Sok jest malutką wioseczką więc bez problemu namierzyliśmy Tree House. Idąc z "przystanku" szosą czułam się trochę nieswojo. Co rusz wykonywałam nerwowe obroty w tył. To dżungla dawała o sobie znać. Nie spała.

Weszliśmy na posesję bez problemu. Gdzieniegdzie paliły się światła nad stolikami. Prawie głucho, prawie ciemno i całkowicie niesamowicie. Po kilkusekundowym rekonesansie stwierdziliśmy, że nie ma co, rozkładamy się na ławkach. Znaleźliśmy poduszki (takie na krzesła), zrobiliśmy z nich materace na ławkach i dawaj w kimę. Gdy już grzecznie układaliśmy się do snu zza winkla wyszła w piżamie właścicielka Tree House. Po krótkiej wymianie uprzejmości zaprowadziła nas do domku na drzewie i zaproponowała żebyśmy się w nim oporządzali i przespali, co oczywiście uczyniliśmy z radością.


Trafiliśmy do apartamentu na drzewie. Chyba najlepszego domku w ośrodku. Wielki telewizor, wielkie łoże i cudny taras. Nie skorzystaliśmy zbytnio z tych luksusów. Szybkie odświeżenie, chwila moment i już czekało na nas pyszne śniadanie. Wszystko to gratis do wycieczki dzięki uprzejmości właścicieli. A potem na pakę i witaj przygodo.


Oprócz nas na łódź zapakowało się jeszcze 16 turystów, plus dwóch przewodników. Nasz przewodnik nazywał nas Eighteen, sam siebie też kazał nazywać Eighteen. Ciekawe dlaczego? :-)


Pogoda była kapitalna. Słońce, bezchmurne niebo, jezioro. No właśnie, jezioro - Cheow Lan Lake, które jest notabene sztuczne. W 1986 r. zalane zostało 185 km2 najstarszej dżungli świata, a wszystko po to, aby "wytwarzać" prąd. Co ciekawe Eighteen zdradził, że Tajlandia kupuje prąd, o ile dobrze pamiętam od Birmy, a wytworzony u siebie sprzedaje. Biznes się kręci. Wszyscy są zadowoleni.


No i tak sunęliśmy po tym jeziorze. Od czasu do czasu mijaliśmy wystające z wody czubki zalanych drzew, małe zielone wysepki czy skały. To co nas otaczało było zachwycające, jedyne w swoim rodzaju. Był to widok, który zostanie w moich wspomnieniach chyba już na zawsze.


Po ok. dwóch godzinach zacumowaliśmy. Naszą bazą noclegową były bambusowe domki ustawione na jeziorze bardzo blisko brzegu.


Po obiedzie i zażyciu kąpieli w ciepłej wodzie jeziora ruszyliśmy na podbój jaskimi Namtaloo. Jest to miejsce, które wymaga umiejętności pływania, a przynajmniej przemieszczania się w zimnej wodzie. Zanim jednak trafiliśmy do jaskini czekał nas spacer po dżungli. Brodzenie w rzeczkach, strumykach, błotku, podziwianie roślinności i pajączków. Do dnia dzisiejszego zastanawia mnie jak jedna z naszych kompanek, Filipinka, przemierzyła całą trasę w japonkach. Wyglądało to niesamowicie jak przeskakiwała w klik-klakach z kamienia na kamień i przeciskała się przez konary drzew. Cała nasza ekipa patrzyła z niedowierzaniem na jej wyczyn. Ale jak to się mówi trening czyni mistrzem.

Wracając do jaskini... Wiedzieliśmy, że będzie mokro. Wiedzieliśmy, że może być głęboko. I wiedzieliśmy, że jak zdecydujemy się wejść to już nie ma odwrotu. Wyzwanie podjęliśmy. :) Jak to się mówi, raz się żyje. Było rzeczywiście ciemno, wilgotno, nad nami wisiały nietoperki, na dole żaby i pająki. Każdy napotkany pajączek był dobrym kumplem naszego przewodnika. Każdy miał nawet swoje imię. Wyobraźcie sobie że wokół żyrandola lata Wam mucha, na kolacje przychodzą goście, a Wy z nią rozmawiacie...

Wg mnie jaskinia idealnie wpasowuje się w klimat powieści Hobbit. Nic dodać, nic ująć. Zresztą nie tylko moje były takie odczucia. Od czasu do czasu w jaskini echo niosło:

- My preciousssss...

Dla osoby, która raczej od wody stroni (patrz autorka tekstu) momentami było ekstremalnie mokro. Pomimo to jednak przyjemnie, chociaż w sumie nie wiem czemu, bo było tam wszystko czego nie lubię. Zimna woda, pająki, nietopery...

Z jaskini wyszliśmy z uśmiechami na twarzy. Co prawda nie spotkaliśmy Golluma, ale i tak było fajnie. Polecam!


Po powrocie z jaskini znowu relaks, znowu jedzonko, znowu kąpiel. Udało się nawet popływać kajakiem o zachodzie słońca. A gdy zapadł zmrok, wyprawa łodzią po jeziorze. Szukaliśmy tukanów i małp. Kilkanaście ptaków udało się nam dojrzeć. To znaczy nasz przewodnik je dojrzał, a potem na jego głośny sygnał o treści "nu nu nu, nu nu nu!" głowa w górę i WOW - tukany!

Magicznie wyglądało gdy ptaki przemieszczały się z drzewa na drzewo - pooowoooliii. Słyszeliśmy trzepot ich skrzydeł, szelest liści i odgłosy małp (skubane były, ale się nie ujawniły).

Inny wymiar. Inny świat.

Chwile spędzone na jeziorze zdecydowanie należą do tych, dla których warto żyć.


Następny dzień rozpoczęliśmy znowu od wycieczki łodzi. Ekspedycja miała na celu znalezienie małp. Ha! Udało się! Nasz przewodnik wszystko potrafił wypatrzeć, chociaż łatwo nie było. Na początku mówił, że mamy X czasu i musimy koniecznie zdążyć na śniadanie. Tak się uparł, że na śniadanie spóźniliśmy się z 45 minut, ale małpy znaleźliśmy. Po śniadaniu chwila na relaks i do "portu". Jednak zanim dobiliśmy do niego, w programie wycieczki była wspinaczka na punkt widokowy. I tu niestety daliśmy trochę zwieść się na manowce. Wspinaliśmy się, wspinaliśmy, a widok, który roztaczał się ze "szczytu" okazał się mało imponujący. Początkowo myślałem, że to żart i będziemy się wspinać wyżej. Jenak nie. Zamiast w górę, szliśmy do łodzi. 

- Kiepski ten punkt widokowy - pomyślałam schodząc, nie tylko ja zresztą.


W Khao Sok, po dogłębnej analizie mapy, okazało się, że przewodnik poszedł na łatwiznę i nie wziął nas na punkt widokowy. Trafiliśmy na ścieżkę edukacyjną, która była po drodze do "portu". Radzę przy zakupie wycieczki dopytać się, czy wycieczka obejmuje punkt widokowy czy ścieżkę dydaktyczną.

Pomimo tej małej wpadki byłam i nadal jestem zachwycona wycieczką. Nie należała ona do najtańszych. Z tego co pamiętam zapłaciliśmy 2500 BHT za osobę plus wstęp do parku kosztujący 200 BHT (od 1 lutego 2015 r. 300 BHT). Było jednak warto wysupłać z kieszeni grosza. 

Z jeziora wróciliśmy do Khao Sok ok. godziny 16:00. Wracając samochodem z wycieczki po jeziorze, pewna Kanadyjka mówiła nam, że w okolicy wioski nie ma raczej nic ciekawego i nie ma co tu dłużej zostawać. 

- Nudy, nudy i jeszcze raz nudy.

Naszym planem było "nicnierobienie", więc po krótkim namyśle zdecydowaliśmy się zostać. Była to świetna decyzja chociaż okazało się, że Kanadyjka nie miała racji. W okolicy wbrew pozorem jest co robić. Rowery, trekkingi po dżungli, spływy kajakowe, przyroda, spokój... Czego chcieć więcej?


Wracając do naszego pobytu w Khao Sok... Nocleg planowaliśmy zorganizować w Our Jungle House. Dlaczego? Ponieważ Internet podpowiadał, że względnie tanio i przyjemnie. Niestety w biurze informacji turystycznej powiedziano nam, że miejsc brak.

Koniec końców zanocowaliśmy w Tree House (też fajny, aczkolwiek droższy). W ośrodku doprowadziliśmy się do porządku i ruszyliśmy na podbój wsi. Pierwsze kroki skierowaliśmy w kierunku ośrodka Our Jungle House. Ot tak z ciekawości. Na zdjęciach ośrodek wyglądał super i chcieliśmy przekonać się co rzeczywiście straciliśmy. Zdjęcia nie kłamały. Jeśli będziecie się wybierać do Khao Sok to polecam rezerwację w tym ośrodku. Nawet najtańsze domki wyglądały z zewnątrz fajnie. Jedynym minusem, albo plusem, zależny od preferencji, jest fakt, że do ośrodka trzeba zrobić z centrum wsi dłuższy spacerek. Jednak taki spacerek dla nas był przyjemnością. Ośrodek leży nad rzeką. Właściciele postarali się nawet o zorganizowanie plaży. Kamienista, bo kamienista, ale jest. Na tej własnie plaży zostałam okradziona. Przez małpę! Znienacka ukradła mi mandarynki. I nie miała zamiaru oddać. Jak na złość zniszczyła moją nową tajską torbę. Pozostało mi całą sytuację skwitować:

- O ty małpo!

Ta tylko siedziała kilka metrów przed nami, głupio się patrząc i jedząc nasze mandaryny.



Oprócz Our Jungle House i Tree House w Khao Sok jest cała masa ośrodków wypoczynkowych o różnym standardzie. Ceny zaczynają się od 500 BHT. Polecałabym miejsce noclegowe w tej wioseczce zarezerwować przed przejazdem, bo kiedy my tam przybyliśmy to w sporo ośrodków nie było już wolnych pokoi. Wydaje mi się, że tak będzie bezpieczniej. :-) 

Większość baz noclegowych, barów czy restauracji ulokowana jest wzdłuż głównej drogi. Biegnie ona od "przystanku" do oficjalnego wejścia na teren Parku Narodowego Khao Sok. Podobno kiedyś w Khao Sok były dwie restauracje, dziś jest ich z 20... może więcej. Miejscowość robi się z roku na rok coraz bardziej turystyczna. Spieszcie się do niej, bo szybko odchodzi to co jest w niej najpiękniejsze - dzikość, naturalność.


My zdecydowaliśmy zjeść kolację z dala od głównej drogi. W drodze do Our Jungle House znaleźliśmy przyjemny barek nad rzeką, gdzie na ognisku przyrządza się kurczaki i świeżo złowione rybki.


Główna droga przez wioskę kończy się wejściem do Parku Narodowego Khao Sok. Wstęp do parku kosztuje od 1 lutego 2015 r. 300 BHT. Dodatkowe koszty (ok. 1000 BHT) dochodzą jeśli zdecydujemy się zobaczyć położone dalej wodospady. Bez przewodnika można zapuścić się tylko 3 km w głąb dżungli (do wodospadów "Wing Hin" oraz "Bang Hua Rat") lub do kwiatu raflezji z głównej drogi.


Poniżej zamieściliśmy mapkę szlaku wzdłuż rzeki, którą dostaliśmy przy wejściu do Parku Narodowego Khao Sok.


My wybraliśmy krótszą i tańszą wersję, czyli szlakiem do najbliższych wodospadów. Początkowy plan zakładał, że wynajmiemy przewodnika i zobaczymy coś więcej niż wodospady. Koniec końców zrezygnowaliśmy z tej opcji i chyba dobrze zrobiliśmy. Była pora sucha, więc w strumykach nie płynęło zbyt wiele wody. Wodospady z tego powodu nie zachwycały, a po konsultacji z lokalsami wyszło, że kwiat raflezji jeszcze nie zakwitł. Tyle w temacie.


Na szlaku spotkalśmy niewielu turystów, sporo małp i jeszcze więcej bambusów. Zachwycaliśmy się tym, co matka natura stworzyła.

Pisząc teraz o tym co w Khao Sok zobaczyliśmy, o tym czego doświadczyliśmy - tęsknię za tym miejscem. Za jego niepowtarzalnym klimatem, atmosferą, za życiem... nie w biegu. Jest to jedno z tych miejsc w Tajlandii, do którego strasznie byśmy chcieli kiedyś wrócić. 

Niestety nasza przygoda w Khao Sok musiała kiedyś się skończyć. Ze smutkiem opuszczaliśmy tą spokojną wioskę. Po godzinie 15:00 załadowaliśmy się do autobusu i ruszyliśmy do Phang Nga Town.

Jeszcze na koniec kilka słów od tym jak z Kho Sok się wydostać. Tu i tam znaleźliśmy informację, że to niezwykle skomplikowana sprawa. Na miejscu okazało się, że nie ma z tym najmniejszego problemu.

PRAKTYCZNIE:

Dojazd do Khao Sok:
  • Sposób I (nasz)z dworca autobusowego Bangkok Southern Bus Terminal (Sai Thai Mai) raz dziennie o 19:30 odjeżdża VIP bus do Phang Nga Town zatrzymując się po drodze przy wiosce Khao Sok (przyjazd ok. 5:30). Bilety kupujcie TYLKO na dworcu, z którego ten autobus odjeżdża i przy zakupie zaznaczcie, że chcecie jechać "real VIP bus" o 19:30. Podobno sprzedawcy na mieście nie zawsze handlują biletami właśnie na ten konkretny autobus i można się naciąć (nie chciałbym jechać takiej trasy rozklekotanym rzęchem). Na niektórych forach piszą, że kierowcy autobusów w Tajlandii jeżdżą naćpani... Nie sądzę, że autobusem takiej jakości jak ten nasz jechał naćpany kierowca, więc traktujemy to jako kolejną internetową bzdurę.
  • Sposób II - pociągiem z dworca Bangkok Hua Lamphong do Surat Thani, a następnie autobusem do Khao Sok. Autobusy z Surat Thani jeżdżą co godzinę od 7:00 do 17:00. Są też minibusy odjeżdżające również co godzinę od 7:30 do 17:30. Podobno lepiej nie planować podróży ostatnim autobusem lub minibusem, ponieważ często te kursy są anulowane. Chcieliśmy skorzystać z tego sposobu jednak właściciel Tree House odradzał nam go, ponieważ pociągi w Tajlandii często się spóźniają.
  • Sposób III - samolotem do Surat Thani, a reszta podobnie jak w sposobie II.
Wyjazd z Khao Sok:

W Internetach ciężko znaleźć na ten temat jakąkolwiek pozytywną informację, a okazuje się, że wyjazd z Khao Sok wcale nie jest taki straszny. Właściciele ośrodków chętnie sami organizują transport do innych turystycznych miejscówek w Tajlandii, jednak jest to dość kosztowna opcja. Transport zbiorowy podaję poniżej (dane pochodzą z rozkładów jazdy wywieszonych na przystanku w Khao Sok):
  • Minibusy do Krabi - 8:30, 10:00, 12:00, 15:00 - czas jazdy 3,5 h.
  • Autobusy do Phuket (przez Takua Pa i Khao Lak) - 8:30 (9:00, 9:30, 12:00), 9:00 (9:30, 10:00, 13:00), 10:30 (11:00, 11:30, 14:00), 12:00 (12:30, 13:00, 15:00), 13:30 (14:00, 14:30, 16:00), 14:30 (15:00, 15:30, 17:00), 15:30 (16:00, 16:30, 18:00), 16:30 (17:00, 17:30, 19:00) - najpierw podaliśmy godzinę odjazdu z Khao Sok, natomiast w nawiasach kolejno godzinę przyjazdu do Takua Pa, godzinę przyjazdu do Khao Lak i na koniec godzinę przyjazdu do Phuket. Co ważne, Takua Pa jest dużym węzłem przesiadkowym. Stamtąd odjeżdżają częste autobusy do miasta Phang Nga, a z Phang Nga już łatwo się dostać do Krabi.
  • Autobusy do Surat Thani - 9:00 (10:30, 11:30), 10:30 (12:00, 12:40), 11:00 (13:00, 13:40), 12:30 (14:00, 14:40), 13:00 (14:30, 15:20), 14:00 (15:30, 16:20), 15:30 (16:30, 17:20), 16:30 (17:30, 18:20), 17:30 (18:30, 19:20) - najpierw podaliśmy godzinę odjazdu z Khao Sok, natomiast w nawiasach kolejno godzinę przyjazdu do dworca kolejowego Phun Pin i godzinę przyjazdu do centrum Surat Thani.
  • Autobusem do Krabi (przejazd kombinowany) - autobusem do Takua Pa, następnie autobusem do Phang Nga i na koniec autobus do Krabi. Polecamy jednak zostać na noc w Phang Nga i stąd kupic sobie wycieczkę łodzią po zatoce Phang Nga (w tym wyspa Jamesa Bonda). Rozwiązanie to ma same zalety. Miasto Phang Nga jest dość brzydkie, ale można tu doświadczyć codziennego życia zwykłego tajskiego miasteczka będącego lekko z boku utartego turystycznego szlaku, przez co jest tu tanio. Wycieczki na zatokę też są sporo tańsze niż w Krabi lub Phuket. Płynie się dużo mniejszymi łodziami, a co za tym idzie w mniejszej grupie osób. Program wycieczki jest zdecydowanie bogatszy, ale nie będziemy się o tym rozpisywać w tym poście. Zapraszamy po prostu do kolejnego posta.
Wycieczki na jezioro Cheow Lan:
  • Kilka opcji do wyboru: jednodniowa, dwudniowa, z noclegiem w domkach na jeziorze lub w namiocie, itp, itd... Z rodzajami wycieczek, ich cenami i rozpiskami polecam zapoznać się TU lub TU.
  • Do kupienia na miejscu lub zarezerwowania przez internet (trzeba wtedy wpłacić zaliczkę). Nasza wycieczka kosztowała 2500 BHT + 300 BHT za wstęp do parku. Podobno kupując wycieczkę na miejscu można co nieco utargować.
Gdzie nocować w Khao Sok:

Ośrodków rozsianych po całej miejscowości jest pełno. Można zapłacić 500 BHT za bungalow, a można i kilka tysięcy. My zachodziliśmy tylko do kilku wymienionych poniżej:
  • Tree House - ośrodek dość drogi, ale bardzo porządny. Mają nawet basen. Znajduje się na samym początku miejscowości idąc od strony głównej trasy. Link.
  • Our Jungle House - świetny stosunek ceny do jakości. Jak dla mnie ośrodek magiczny. Położony na totalnym odludziu otoczony tylko przyrodą. Za rzeką, na końcu miejscowości, trzeba skręcić w prawo i iść za strzałkami. Link.
  • Smiley Bungalows - ma bardzo dobre oceny na każdym portalu i jest to jeden z tańszych ośrodków. Stosunek ceny do jakości, z tego co oglądaliśmy, dobry, ale ośrodek jakiś taki bez klimatu. W środku wioski. Link.

Więcej zdjęć z Khao Sok i całej Tajlandii możecie zobaczyć pod tym linkiem.

12 komentarzy

  1. Fantastyczna ściąga, bardzo mi się przyda, własnie się pakuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że mogliśmy pomóc. Udanego wypoczynku.

      Usuń
  2. Super opis ;) Nie mogę się z Tobą nie zgodzić - przyrodniczo Khao Sok jest nr 1 w Tajlandii. Jeśli chodzi o dojazd to w Tajlandii praktycznie z każdego miejsca można kupić bilet do innego dowolnego miejsca. Zazwyczaj wygląda to tak że w lokalnym "biurze podróży" kupujesz transfer do wybranego miejsca, dają Ci naklejkę i przy każdej przesiadce jest ktoś kto sortuje przyjeżdżające osoby i wrzuca je do kolejnego mini-busa. Oczywiście dużo więcej frajdy jest jak się wszystko organizuje samemu. My jeździliśmy na własną rękę i na dworcu w Surat Thani spędziliśmy kilka godzin, ponieważ pociąg wyjątkowo nie spóźnił się 3h... dojechał w środku nocy ;)

    Zapraszam do poczytania naszych wspomnień z Khao Sok i nie tylko:
    http://www.wakacjewtajlandii.pl/narodowy-park-khao-sok/

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,

    Mam pytanie odnośnie wycieczki 1,5 dnia, z noc lepiej w domku na wodzie. Planujemy przyjechać do Khao Sok 24.03 rano. Czy od razu, tego samego dnia jechać na tą wycieczkę (wcześniej ją wykupie online), czy przespać się jeden dzień i ruszyć kolejnego dnia. Kolejne pytanie to czy na tą wycieczkę zabiera się duży plecak (będę miał 75 l),czy można go zostawić w domku lub recepcji organizatora wycieczki? Chodzi mi o to, jeśli wykupię wycieczkę która będzie się odbywała 24-25.03, musze opłacić domek w wiosce , bo przecież będziemy spać w domku na wodzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My zrobiliśmy wszystko dokładnie tak jak piszesz. Wycieczkę mieliśmy zarezerwowaną już wcześniej za pośrednictwem jednego z ośrodków wypoczynkowych. Przyjechaliśmy autobusem do Khao Sok po 5 rano, poszliśmy do ośrodka, zjedliśmy pyszne śniadanie, chwila odpoczynku. Przepakowaliśmy potrzebne na jezioro rzeczy do jednego lekkiego plecaka (po co taszczyć cały ekwipunek), a drugi cięższy zostawiliśmy w ośrodku w magazynie na żywność. :) Nie było z tym żadnego problemu i biorąc pod uwagę tajską mentalność to nie sądzę, żeby takowy był w jakimkolwiek innym ośrodku.

      Tak więc odpowiadając na Twoje ostatnie pytanie... Nie musisz rezerwować domku na wiosce na czas pobytu na jeziorze.

      Usuń
    2. Dzięki serdeczne pozdrawiam ! Dużo cennych informacji się dowiedziałem

      Usuń
  4. Hej!
    Mam pytanie odnośnie trasy Bangkok - Khao Sok - czy VIP bus jedzie wyłącznie o godz. 19 ? Z dworca Southern bus terminal? Jeśli można jeszcze zapytać jaki jest koszt takiego przejazdu na osobę ?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to o 19:30, ale warto być sporo wcześniej. Z S.B.T. Z tego co pamiętam to bilet kosztował ok. 800 BHT, czyli ok. 90 zł. Pamiętaj, żeby go kupić co najmniej dzień lub dwa prędzej, a żeby go kupić to musisz zrobić krótki wypad z centrum miasta na dworzec. Jeszcze jedno co też ważne: bez pokazania paszportu nie sprzedadzą Ci biletu.

      Usuń
  5. Super! Bardzo dziękuje za odpowiedz :-)
    W Bangkoku planowo laduje o 13stej myślisz ze uda mi sie od razu ogarnąć i tego samego dnia pojechać do Khao Sok ? ( biorąc pod uwagę to co napisałeś - ze bilet należy kupić wcześniej ... ) i przepraszam ze tak mecze a do S.B.T jak najlepiej sie dostać z lotniska bądź z centrum Khao San Road ?
    Z góry dziękuje i pozdrawiam ☀️☀️☀️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odpowiem Ci na to w 100%. Jednym się uda kupić bilet na ostatnią chwilę, a dla innego zabraknie. Bez ryzyka nie ma zabawy :) Jeśli chodzi o możliwość dostania się do SBT to:
      http://www.transitbangkok.com/lines/bangkok-bus-line/516
      My jechaliśmy właśnie 516. Jest to linia "pospieszna", rzadko się zatrzymuje na przystankach, a w korkach i tak stoi tak samo jak taksówki. Weź pod uwagę, że w godzinach szczytu przejazd z centrum może potrwać nawet 40-50 minut.

      A nie chcesz zostać w Bangkoku na początek? Trochę się zaaklimatyzować, przynajmniej to jedno popołudnie i dzień następny. Miasto jest ciekawe.

      Usuń
  6. Dziekuję bardzo za ten opis! B pomocny!
    Wybieram się z synami 12 i 16 lat. Myślisz że 12 latek da radę w tej jaskini. Od razu piszę, że pająki to jego pasja i mamy nawet 2 ptaszniki w domu. Pływać też umie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Myślę, że spokojnie da radę. Był z nami 3 latek i dał radę, więc 12 latek raczej też pokona tę trasę bez problemu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń