czwartek, 3 marca 2016

Doi Suthep


Jednym z najważniejszych punktów naszego pobytu w Chiang Mai była wizyta w Wat Phrathat Doi Suthep - świątyni znajdującej się ok. 20 kilometrów od miasta (jak się tam dostać opisaliśmy w informacjach praktycznych). W planie oczywiście wczesna pobudka. Na tyle wczesna, aby uniknąć tłumów. Niestety coś nie wyszło...znowu. Na przystanku autobusowym wylądowaliśmy ok. 9:00. Następnie czekanie aż zbierze się 10 osób i po 20 minutach ruszyliśmy.

Z budową Wat Phrathat Doi Suthep związana jest pewna legenda. Otóż dawno, dawno temu czyli w XIV wieku, w góry wysłano słonia z umocowanymi na jego szyi relikwiami Buddy. Zwierzę szło, szło, aż w pewnym momencie zatrzymało się, zatrąbiło, okręciło się trzy razy i uklękło w miejscu, w którym obecnie stoi kompleks sakralny.



Do świątyni prowadzi 306 fenomenalnie zdobionych schodów, ale co to dla nas po wizycie w Świątyni Tygrysa koło Krabi. Na dzień dobry wita nas mityczny wąż Naga w liczbie sztuk 2, który się wije i wije. Na schodach można spotkać dzieciaki z pobliskiej wioski przebrane w tradycyjne stroje. Za odpowiednią opłatę można zrobić sobie z nimi fotkę. Dodam, że do wioski Doi Pui, z której pochodzą pozujące na schodach dzieciaki, można dojechać busikiem. My się nie zdecydowaliśmy. Podobno jest turystycznie, sztucznie i generalnie nie warto. Aczkolwiek niektóre przewodniki zachęcają do odwiedzania tego miejsca. Można tam zobaczyć zbudowaną specjalnie dla turystów kopię palarni opium czy małe muzeum północnych plemion górskich. Wiadomo, co kto lubi? My zastanawialiśmy się nad oddalonym o 5 km ogrodem różano-storczykowym położonym na terenach pałacu królewskiego Bhuping... Na zdjęciach wyglądał zachęcająco, ale gdy zaczęliśmy podpytywać Tajów jak wygląda sytuacja zaczynali robić dziwne miny, kręcić głowami. Okazało się, że o tej porze roku żadne kwiaty tam nie kwitną. Bądź co bądź nie polecali, a wiadomo - tubylec wie najlepiej jakie miejsca są warte zobaczenia.

Wracając jednak do Wat Phrathat Doi Suthep... Jak dla mnie jedno z cudowniejszych miejsc oddawania czci Buddzie. Co prawda moje wyobrażenia odbiegały bardzo od tego co zastaliśmy, ale i tak było magicznie. Po pierwsze myślałam, że świątynia będzie zdecydowanie większa, a tu guzik z pętelką. Obiekt jest niewielki, ale nie zmienia to faktu, że można tam spędzić sporo czasu. Dookoła jest tyle zdrobnień, złoceń i wizerunków Buddy, że oczopląs gwarantowany. W miejscu centralnym dumnie wznosi się chedi, wokół której non stop krążą wierni i wznoszą swoje modły do Buddy. Generalnie, aby pstryknąć zdjęcie z chedi w roli głównej, trzeba się nagłówkować i napracować. No chyba, że jest się fotografem trudniącym się robieniem zbiorówek na jej tle. Każdy chętny może poprosić takiego człowieka o fotkę, ten zajmie się już rozpędzeniem tłumu i zadba aby na focie byli zainteresowani i chedi. Gotowe zdjęcia odbiera się po chwili. Można? Można!


Z góry rozciąga się panorama na całą dolinę, w sercu której wyrosło miasto Chiang Mai. Niestety nam przyszło przebywać w tym miejscu w nieco pochmurny dzień, tak więc widoki mieliśmy lekko ograniczone, ale i tak źle nie było.


Z całego serca polecam to miejsce. Ma ono w sobie tajemnicę, no i jest po prostu piękne, a przecież o to w życiu chodzi, aby szukać tego co jest piękne.


Po powrocie do Chiang Mai można zafundować sobie najpyszniejszą zupę ever - khao soi... Jest jeden taki bar, o którym każdy wypowiada się w samych superlatywach. Nazywa się Khao Soi Khun Yah. Jak tam dotrzeć? Z "przystanku", z którego stratują busiki do Doi Suthep to tylko trzy minuty piechotą, a warto. Bar jest trochę schowany za murem biegnącym wzdłuż ulicy, ale nietrudno go znaleźć. Bar zaznaczyliśmy na mapie umieszczonej na dole posta.


Wracając do samej zupy... Jestem pewna, że urzeknie was tak samo jak urzekła nas. Najpierw zamówiliśmy sobie po jednym talerzu z wieprzowiną, a potem domówiliśmy jeszcze jeden na spółkę z kurczakiem. Khao Soi z wieprzowiną wymiata. Na tą zupę musicie znaleźć czas! Gwarancja smaku i jakości. Jak domówicie dodatkowo napój, np. z korzenia lotosu, zapomnicie o bożym świecie. Pycha! Muszę zakończyć ten temat bo robię się głodna. :-)

PRAKTYCZNIE:

Jak dotrzeć do Wat Doi Suthep:
  • Najtaniej, czyli za 50 BHT od osoby w jedną stronę, będzie czerwonym songthaew'em ze skrzyżowania przy północnej bramie (po zewnętrznej stronie fosy). Songthaew rusza kiedy zbierze się 10 osób. Może oczywiście ruszyć wcześniej, ale wtedy trzeba zapłacić za nieobecnych potencjalnych pasażerów. Czas jazdy to ok. 40 minut. Miejsce zaznaczyliśmy na mapce.
  • Trochę drożej, czyli turystycznym czerwonym songthaew'em spod Tha Phae Gate. Z tego co pamiętam, to bilet w jedną stronę kosztował ok. 80 BHT.
  • Drożej i na własną rękę, czyli wynajętym skuterem. Fajna opcja jeśli chce się pojeździć po całej okolicy Wat Doi Suthep.

Inne atrakcje w pobliżu Wat Doi Suthep:
  • Bhuping Palace - Rezydencja królewska z ładnym ogrodem różanym. Zamknięty z reguły od stycznia do marca, gdy rodzina królewska spędza właśnie tutaj wakacje.
  • Doi Pui Mong Hill Tribe Village - Wioska (niby) plemienna, która się podobno dość mocno skomercjalizowała. Można tu jednak kupić trochę rękodzieła.
Gdzie zjeść po powrocie z Doi Suthep:
  • Tylko i wyłącznie Khao Soi Khun Yah - nie będę się rozpisywać jak tam dotrzeć bo wszystko już napisałam dwa akapity wyżej. Niestety jest tylko jedna wada tego miejsca... Bar jest czynny tylko do 14:00.
Mapka (gdzie, co i jak):


Brak komentarzy

NAPISZ COŚ