sobota, 8 października 2016

Bike for Dad, czyli Bangkok jakiego nie znacie


Do Bangkoku dojechaliśmy ok. 6 rano. Zdziwił nas jakiś taki podejrzany spokój panujący w mieście i to, że prawie wszyscy od samego rana chodzą w żółto-niebieskich koszulkach. Takich samych jak dzień wcześniej w Nong Khai. Jeszcze nie rozumieliśmy tego do końca. Nie byliśmy świadomi, że czeka nas udział w wydarzeniu o ogromnym rozmachu.

Po dotarciu autobusem (komunikacja autobusowa tego dnia była darmowa) do turystycznego centrum miasta, zabraliśmy się za poszukiwanie możliwie taniego pokoju. W planach było pozostawienie w nim plecaków i szybka kąpiel. W zasadzie tego samego dnia, późnym wieczorem, musieliśmy załadować się do taksówki i ruszać na lotnisko, więc wymagania co to hostelu były minimalne. Po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy bardzo tani hostel w pobliżu Khao San Road. Klitka, ale nie potrzebowaliśmy niczego więcej. Kto by siedział w pokoju, gdy wokół tyle się dzieje? A działo się sporo - Tajowie świętowali urodziny swojego ukochanego króla, który uznawany jest za "ojca narodu tajskiego".


Urodziny króla wypadają 5 grudnia i to w tym dniu obchodzi się Narodowy Dzień Tajlandii i Narodowy Dzień Ojca. Tego dnia, zgodnie z przyjętymi zwyczajami, odbywa się główna impreza urodzinowa. Tajom to jednak nie wystarcza. Tajowie tak kochają swojego króla, że chcą świętować jak najdłużej i 11 grudnia 2015 r. zorganizowali wielki przejazd rowerowy na cześć swego Ojca - Bike for Dad. 


Bangkok zdecydowanie nie przypominał Bangkoku jaki znamy. Ruch uliczny zamarł. Większość obiektów, do których tłumie ciągną turyści (np. Wat Phra Kaew), było zamknięte. Panował niecodzienny spokój. Wszędzie cykliści. Kilkaset tysięcy cyklistów w żółtych koszulkach. Okazało się, że na Placu Królewskim o godzinie 15:00, wraz z przedstawicielami rodziny królewskiej ruszyły tłumy cyklistów. Do pokonania w strasznym upale mieli 29 km. Żar z nieba wydawał się im nie straszny. Dumnie, z uśmiechami na twarzy, pedałowali za Księciem Maha Maha Vajiralongkorn.


Dla nas było to niesamowite przeżycie. Morze ludzi, którzy przybyli by wyrazić swoją wdzięczność i lojalność wobec Jego Królewskiej Mości. Wow! Kiedy Król ukazał się na Placu Królewskim automatycznie wszyscy uklękli i zapadła absolutna cisza. Niektórzy płakali ze wzruszenia. Wszyscy wsłuchani byli w jego słowa. Wokół działo się tyle, że ogarnięcie tej sytuacji wydawało się zadaniem niewykonalnym, tym bardziej, że w naszym kraju ludzie nie reagują tak pozytywnie na głowę państwa. Impreza pokazała jedność mieszkańców Tajlandii. Mega wzruszający, podniosły i piękny moment.


Z okazji tego wielkiego wydarzenia, na ulicach co chwile mijało się stoiska, gdzie rozdawano koszulki, wodę i box-y z przekąskami. Przechodząc obok jednego ze stoisk zaczepili nas żołnierze kompletnie nie mówiący po angielsku. Wciskali nam tylko żółte koszulki prosząc, żebyśmy je ubrali. Nie za bardzo wiedzieliśmy o co chodzi. Byliśmy zgrzani, mieliśmy dość upału, a mamy zakładać kolejną warstwę ubrań? Nie było nam to na rękę, ale też nie mieliśmy wyjścia. Powód, jak się okazało, był dość błahy. Okazało się po prostu, że żołnierze koniecznie chcieliby zrobić sobie zdjęcie z turystami. :-) Tyle w temacie.


Również wstęp do zoo był darmowy. Dowiedzieliśmy się o tym całkiem przypadkowo. Po prostu usiedliśmy na ławeczce obok bram królestwa zwierząt, a strażnik zagadał do nas, że z okazji Bike for Dad wstęp do zoo jest darmowy. Postanowiliśmy skorzystać z okazji i zobaczyć jakie ciekawe okazy w nim mieszkają. Z wizyty w zoo nie zapamiętałam wiele. Nie jest jakoś szczególnie zadbane, ani interesujące. Nasze gdańskie jest zdecydowanie przyjemniejsze.


Te kilka godzin w Bangkoku minęło nam bardzo szybko. Za szybko. Tak do końca nie zdążyłam się nacieszyć, że jestem w tym cudownym miejscu. Nim zdążyliśmy się obejrzeć siedzieliśmy w taksówce i zmierzaliśmy na lotnisko. Żegnając się z miastem wiedzieliśmy, że jeszcze do Bangkoku wrócimy. Pisząc ten post nadal jestem o tym przekonana. Azja jest jak narkotyk. Wystarczy mała dawka, aby stać się uzależnionym na zawsze.

PRAKTYCZNIE:

Dojazd z Nong Khai do Bangkoku:
  • Tak jak pisaliśmy w poprzednim poście, do Bangkoku przyjechaliśmy pociągiem. Nasz pociąg z Nong Khai odjeżdżał  o 19:10, a w Bangkoku byliśmy o 6 rano. Bilet na miejsce w wagonie sypialnym 2. klasy kosztował 748 baht.. Bilety należy kupować z dużym wyprzedzeniem, ponieważ rozchodzą się jak ciepłe bułeczki! Aktualne rozkłady jazdy z cenami biletów znajdziecie na stronie tajlandzkich kolei (link).
Bangkok podczas imprezy Bike for Dad:
  • W dniu imprezy nie zwiedzi się największej atrakcji Bangkoku - świątyni Wat Phra Kaew i Pałacu Królewskiego. Zamknięty jest również Pałac Vimanmek.
  • Od rana do późnego wieczora miasto jest przejmowane przez rowerzystów. Komunikacja autobusowa nie kursuje, bo nie ma jak. Taksówki lub tuk-tuka też nie uświadczymy.
  • Komunikacja wodna po rzece Chao Phraya i kanale Khlong Saen Saeb oraz sky train'y kursują normalnie. Jest to jedyny sposób na sprawne poruszanie się po mieście.
W sierpniu odbywa się podobna impreza, z tym że dla mamy, czyli królowej Tajlandii. Można się łatwo domyślić, że jej nazwa to "Bike for Mom". W 2015 r. odbyła się 16 sierpnia.

Brak komentarzy

NAPISZ COŚ