wtorek, 17 października 2017

Malta z niemowlakiem - czy warto?


Gdy Olaf skończył trzy miesiące zaczęliśmy zastanawiać się gdzie i kiedy z nim ruszyć w świat. Myśleliśmy, kombinowaliśmy, szukaliśmy. Nie było łatwo. Miało być ciepło, ale nie gorąco, bezpiecznie w tych niebezpiecznych czasach, bez męczących przesiadek i dojazdów, komfortowo i przy tym wszystkim rozsądnie cenowo. Padło na Maltę. Samolot na tą niewielka wyspę lata prosto z Gdańska, więc wybór wydał nam się genialny.

Zdecydowaliśmy się na kwietniowe zwiedzanie wyspy. Po pierwsze, bilety były naprawdę tanie (ok. 200 zł os.). Po drugie, nie jest jeszcze zbyt gorąco. Po trzecie, nie ma tłumów. Poza tym w kwietniu Olaf wkraczał w szósty miesiąc życia, co wg nas było idealnym momentem na jego pierwszą podróż. Tu i ówdzie czytaliśmy, że z maluszkiem najwygodniej udać się na urlop między 3 a 6 miesiącem życia, bo większość czasu po prostu przesypia. :-) Nasz przespał i loty i 3/4 pobytu na Malcie, aczkolwiek rożnie z tym bywa. Lecieliśmy z małżeństwem, które nie miało tak łatwo jak my. Ich maluszek się nie poddawał i płakał praktycznie cały lot na Maltę i z Malty. Tak więc chyba nie zawsze ta zasada się sprawdza.

Aby ułatwić sobie zwiedzanie zabraliśmy ze sobą nosidło Manduca. Olaf jeszcze nie siedział, więc postanowiliśmy, że będziemy go używać tylko w momentach kryzysowych. Mówi się, że wynalazki typu nosidło powinno się stosować tylko i wyłącznie, gdy dziecko stabilnie siedzi. Nieco tę regułę nagięliśmy, ale tylko troszeczkę. Na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy użyliśmy Manduki i nigdy nie było to dłużej niż 30 minut. Chociaż używaliśmy jej rzadko, to jednak pomogła nam bardzo. Oliś zasnął w niej dwa, trzy razy, a gdy wyruszyliśmy oglądać klify czy plażę, okazała się niezawodna.

Niezawodne okazały się także puzzle piankowe. Od czasu do czasu robiliśmy sobie przerwy i w tym czasie mały szalał na czystych puzzlach. Wychodziliśmy rano, a wracaliśmy wczesnym wieczorem, więc Olo kilka razy dziennie rozprostowywał kości. W parkach, na placach czy plażach.

Muszę szczerze napisać, że początkowo obawiałam się maltańskich schodów. Praktycznie na każdym zdjęciu przedstawiającym np. Vallettę są schody... Jednak na miejscu okazało się, że spokojnie z wózkiem damy radę zwiedzać. Dla schodów zawsze była jakaś alternatywa.


Generalnie nie było żadnego problemu z przewijaniem czy karmieniem małego. Większość barów, restauracji i innych obiektów jest gotowa na przyjmowanie najmłodszych gości, a do tego maltańczycy są niezwykle pomocni.  Pamiętam ciekawą sytuację z cytadeli na Gozo. Nastał czas zmiany pieluchy Olafa. Niestety łazienka pozostawiała dużo do życzenia. No nie było warunków, żeby pieluchę zmienić. Gdzieś w oddali dostrzegłam dziewczynę pracującą w muzeum. Przedstawiłam jej sytuację, a ona z uśmiechem na twarzy znalazła rozwiązanie. Zaprowadziła nas do sali muzealnej. Za jednym z ogromnych obrazów stał stół. Zrzuciła z niego farby, papiery i zaproponowała żebyśmy na tym stole zmienili pieluchę, co oczywiście zrobiliśmy. Może warunki nie były super komfortowe, ale cel został osiągnięty i wszyscy byli szczęśliwi, a Olo chyba najbardziej.

Maltańczycy uwielbiają dzieci i w zasadzie na każdym kroku mogliśmy to odczuć. Czy to w naszym hotelu, gdzie każdego ranka obsługa czule witała się z Olafem. Uśmiechali się, zagadywali, zabawiali, a my w tym czasie mogliśmy w spokoju jeść pyszne śniadania. Czy to w komunikacji miejskiej, gdzie pewna maltańska rodzinka zachwycała się naszym "bianco boy". Jak wspominałam we wcześniejszych postach, z komunikacją publiczną na Malcie jednak rożnie bywa. I tak pewnego wieczora, postanowiliśmy wrócić z Valletty autobusem. Na przystanku okazało się, że nie tylko my. Olaf stał się naszą przepustką do wejścia na pokład. Jak już się znaleźliśmy w autobusie to oczywiście miejscowi machali i uśmiechali się do Olisia. Było to naprawdę miłe. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że z maltańskimi autobusami rożnie bywa, na 3 dni wypożyczyliśmy auto. Stwierdziliśmy, że z dzieckiem jednak przyjemniej i szybciej będzie się przemieszczać samochodem. Ubiegając wasze pytania... fotelik samochodowy wzięliśmy ze sobą z Polski. Stwierdziliśmy, że nie tylko do samochodu nam się przyda. Każdego ranka znosiliśmy w nim Olafa na śniadanie. Bywało, że mielimy szczęście i Oliś przespał w foteliku prawie całą naszą konsumpcję.

Niezawodne okazało się także przenośne małe radyjko, które dorwaliśmy w Media Markt. Nagraliśmy kilka szlagierów typu. Idzie niebo ciemną nocą, czy Aaa kotki dwa i okazało się, że muzyka łagodzi obyczaje. Gdy tylko mały zaczynał marudzić włączaliśmy ten cudowny sprzęt i nasz meloman odpływał. W ten oto sposób mogliśmy spokojnie spacerować i podziwiać otaczającą nas rzeczywistość.

Ważną kwestią podczas wyboru miejsca, w które udajemy się z maluchem jest dostępność służby zdrowia. Pod tym względem Malta oczywiście jest bezproblemowa. Członkostwo w UE pozwala na darmowe korzystanie z opieki medycznej, z której skorzystaliśmy. Było tak: Olaf miał nieco przekrwione jedno oko. Postanowiliśmy zaradzić temu kropelkami, jednak Pani w aptece nie potrafiła nam pomóc i odesłała nas do pobliskiej przychodni. Była na tyle blisko, że postanowiliśmy skorzystać. Plus za to, że bezproblemowo dostaliśmy się do lekarza. Lekarz także bardzo pozytywny. Z resztą było już gorzej. Dawno w Polsce nie widziałem tak obskurnej i tak słabo wyposażonej przychodni. Być może inne tego typu placówki wyglądają lepiej, ale ta w stolicy Gozo pozostawiała wiele do życzenia. Dodam, że mieliśmy wykupione prywatne ubezpieczenie, jednak z niego nie skorzystaliśmy.

Podczas naszej maltańskiej podróży zobaczyliśmy wiele wspaniałych miejsc, aczkolwiek nie zrealizowaliśmy planu w 100 %. Blogerzy, Youtuberzy itp., podróżujący z pociechami, zazwyczaj przedstawiają wycieczki z dzieckiem jako jedną wielką sielankę. Że niby podroż z dzieckiem to sam miód, cud i orzeszki. Nie do końca się z tym zgodzę. Dziecko ma swoje potrzeby i niekoniecznie pokrywają się one z naszymi. Zwiedzanie Malty z Olafem było dla nas nowym doświadczeniem i musieliśmy się przestawić, zmienić styl zwiedzania. Wcześniej zwiedzaliśmy sprawienie i szybko. Mieliśmy plan i go realizowaliśmy. Tym razem było inaczej. Sama Valletta zajęła nam cały dzień, a nawet dwa biorąc pod uwagę, że byliśmy tam dwukrotnie. Malutka Victoria na Gozo - 5 godzin.

Podróż z Olafem skłoniła nas do spokojniejszego zwiedzania, cieszenia się każdą sekundą. Nie zobaczyliśmy wszystkiego co chcieliśmy zobaczyć, to prawda! Gozo ledwie liznęliśmy. Nie wyobrażam sobie jednak, że Olafa mogło podczas tej wycieczki zabraknąć, pomimo jego krótkich kryzysów, szczególnie podczas jazdy samochodem. Odpuściliśmy sobie także nocne eskapady. Pewnie mogliśmy śpiącego maluszka włożyć w wózek i ruszyć w miasto, ale po całodniowych eskapadach (od 9-10 rano do niekiedy 8 wieczorem) byliśmy zmęczeni.

Podróże z dzieckiem to wyrzeczenia i decydując się na takie przedsięwzięcie trzeba pamiętać, że może być różnie. My zaryzykowaliśmy. Malta okazała się idealnym miejscem na wyjazd z niemowlakiem.

Brak komentarzy

NAPISZ COŚ