W Gruzji spędziliśmy dwa tygodnie. Przez niemal cały czas towarzyszyło nam słońce, wino i przecudowni ludzie. O gruzińskiej gościnności słyszeliśmy i czytaliśmy dużo, aczkolwiek podobno w ciągu ostatnich lat bywa z nią różnie. My w zasadzie mieliśmy wyłącznie pozytywne doświadczenia z Gruzinami, no może poza taksówkarzem w Kutaisi, który próbował nas naciągnąć i nawet mu się udało.
Już w Batumi byliśmy nieco onieśmieleni serdecznością mieszkańców. Jadąc do Goni zostaliśmy zasypani uśmiechami, a na koniec dostałam garść pysznych, małych gruszek. Tego samego dnia próbowaliśmy przedostać się do Sarpi. Los chciał, że nie mieliśmy odliczonych pieniędzy na bilet. I co tu począć w takiej sytuacji? Z pomocą przyszły nam dwie Gruzinki. Z portfela wysupłały potrzebną nam kwotę i dosłownie wcisnęły w dłoń. Dziękowaliśmy kilka razy. To był dopiero początek...