W Jordanii, a konkretnie w Ammanie lądujemy dość późno. Teraz czas na ogarnięcie formalności. Jednym z pierwszych zadań jest zaopatrzenie się w jordańskie dinary. Kurs wymiany zwala z nóg, ale jak mus to mus - kupujemy tylko tyle ile potrzebne na wizę dla Olafa i przeżycie pierwszego dnia. No właśnie... aby oficjalnie dostać się na terytorium Jordanii potrzebujemy wiz. Dwie wjazdówki kupiliśmy przez Internet, mam tu na myśli Jordan Pass. Brakuje nam jeszcze jednej. Kolejka jest niemiłosiernie długa i nie idzie wcale gładko. Jakoś się udało. Pozostała wypożyczalnia samochodów i... witaj przygodo.
Na pierwszy ogień idzie Madaba. Oddalone o 40 km od Ammanu miasto wydało nam się idealne na początek. Przede wszystkim ze względu na bliskość lotniska. I w rzeczy samej było. NIe tylko z powodu bliskości lotniska.
Na pierwszy ogień idzie Madaba. Oddalone o 40 km od Ammanu miasto wydało nam się idealne na początek. Przede wszystkim ze względu na bliskość lotniska. I w rzeczy samej było. NIe tylko z powodu bliskości lotniska.