poniedziałek, 19 maja 2014

Wiatr znad oceanu w As-Sawirze

W drodze do As-Sawiry

Nastał czas pożegnania z Marrakeszem - miastem, do którego z pewnością jeszcze wrócimy. Naszym następnym celem była As-Sawira (Essaouira). Zdecydowaliśmy, że dostaniemy się do niej busem turystycznym. Biura turystyczne oferują jednodniowe wycieczki do wietrznego miasta, czyli o 7 rano zabierają chętnych z Marrakeszu, a wieczorem zawożą turystów z powrotem. My w As-Sawirze postanowiliśmy zostać. Udało nam się bez problemu znaleźć biuro (zresztą bardzo blisko naszego hotelu), które przystało na naszą propozycję cenową. Z obliczeń wynikało, że zaoszczędzimy dzięki takiej opcji i czas i pieniądze. Niestety nasze kalkulacje okazały się nieprawidłowe. Myślę, że gdybyśmy skorzystali z usług CTM to bylibyśmy jakieś pół godziny szybciej, bo autobus tej linii nas wyprzedził gdy już zbliżaliśmy się do celu. Finansowo wyszło bardzo podobnie (doliczając ceny taksówek na dworzec autobusowy w Marrakeszu i z dworca w As-Sawirze). O godzinie 8 siedzieliśmy w busiku, który wiózł nas do  miasta. Oczywiście bus turystyczny jak to bus turystyczny zrobił sobie kilka przystanków, np. na śniadanie, w sklepie z olejkami arganowymi oraz przy drzewie (arganii żelaznej), na którym koczowały kozy. Tak, kozy! Wskakują one na gałęzie arganii i zaczynają ucztowanie. Obrazek jest niesamowity. Jak widać w Maroku wszystko jest możliwe... nawet bella koza na drzewie. Właśnie te postoje sprawiły, że przyjechaliśmy później niż zakładał nasz pierwotny plan, ale przynajmniej zobaczyliśmy kozy, więc nie było tak źle. W miasteczku byliśmy po jakiś 3,5 godzinach jazdy.

poniedziałek, 12 maja 2014

Magiczny Marrakesz

Marrakesz - Jemaa el-Fna

Marrakesz jest czarodziejski, magiczny bez dwóch zdań. Gwarantuje, że każdy kto do niego zawita będzie musiał się ze mną zgodzić. My spędziliśmy w nim trzy cudowne dni i cztery magiczne wieczory. I muszę napisać, że było nam mało...

JEMAA EL-FNA

Marrakesz to przede wszystkim plac Jemaa el-Fna. Niesamowite miejsce i przysłowiowa wisienka na torcie. Za dnia nie wyróżnia się niczym specjalnym. Plac jak każdy inny plac. Ruch samochodowy, gwar i kilku sprzedawców świeżo wyciskanych soków. O zmroku  przeistacza się on w zupełnie inne miejsce. Na Jemaa el-Fna czułam się jak w teatrze, trwał jeden wielki spektakl. Ok. godziny 18 na placu zaczęły rozkładać się garkuchnie. Z minuty na minutę było ich coraz więcej. Nad nimi unosił się dymek, a wokół nich zapachy. Oczywiście nie omieszkaliśmy spróbować specjałów serwowanych w tych barach. Najczęściej jedliśmy u Aischy (stoisko nr 1). Kelnerzy usadowili nas przy jednym z długaśnych stołów. Kurczak z frytkami, tażin czy bruschetta smakowały wyśmienicie. Ciekawym przeżyciem było też posmakowanie mega pikantnej herbaty serwowanej w stoisku nr 70 u Hassana, ale o tym więcej w poście o kuchni marokańskiej. Konsumpcji zawsze towarzyszył wszechobecny gwar i muzyka dobiegająca z innych zakątków placu. Dźwięk jest nieozowym elementem spektaklu odgrywającego się placu. Grup muzycznych, grajków, śpiewaków itp. przybywało z minuty na minutę. Wokół nich zbierały się tłumy gapiów. Czasem wszyscy razem śpiewali, a czasem tłum po prostu słuchał oczarowany. Na placu doświadczyliśmy różnych stylów muzykowania od rytmicznego bębnienia po gitarowe brzmienia. Przemieszczaliśmy się od muzyka do muzyka i wsłuchiwaliśmy w wygrywane przez niego (nich) rytmy. Bardzo chcieliśmy chłonąć jak najwięcej, ale na placu dzieje się tak dużo, że nie byliśmy w stanie ogarnąć wszystkiego.

niedziela, 4 maja 2014

Aït Benhaddou i do Marakeszu

Aït Benhaddou

Nasz ostatni dzień w Ouarzazate zaczęliśmy od wizyty w wypożyczalni Dune Car. Zależało nam na tym, aby móc przedłużyć wypożyczenie samochodu na dodatkowe dwie godziny. Bardzo, ale to bardzo chcieliśmy zobaczyć słynne Aït Benhaddou, a biorąc pod uwagę fakt, że autobus do Marrakeszu z Ouarzazate mieliśmy o godzinie 11:45, to dotarcie do ksaru autem było jedynym logicznym rozwiązaniem. Po krótkich negocjacjach z Dune Car mieliśmy samochód na dodatkowe dwie godziny za 150 dh. Można powiedzieć, że to dużo pieniędzy biorąc pod uwagę fakt, że cały dzień kosztował 350 dh, a grand taxi z postojem kosztowała jakieś 100 dh, ale dzięki temu mieliśmy całkowitą niezależność. Do Aït Benhaddou można dostać się też za pomocą grand taxi, ale w naszym przypadku była to opcja kosztowna - taksówkarz musiałby zaczekać na nas przy miasteczku, albo ryzykowna - musielibyśmy zdać się na szczęście i liczyć na to, że w Aït Benhaddou złapiemy taksówkę. Będąc już na miejscu wiedzieliśmy, że z łapaniem taksówek jest krucho i cieszyliśmy się, że jesteśmy tam wypożyczonym autem.

sobota, 3 maja 2014

Skoura i Dolina Dades

Skoura

Kolejny dzień znowu przywitał nas słoneczną pogodą. W planach była Skoura i Dolina Dades. Jak wspomniałam w poprzednich postach to właśnie Skoura była bazą wypadową D. i Ł.. Przysłowiowy dach nad głową znaleźli w kazbie-pensjonacie Nażiba. Jak tylko Wrocławianie wysiadali z busika turystycznego przyszły gospodarz obskoczył ich z każdej strony. Zapewne cynk o tym, że jest szansa na zarobek dostał od Mustafy z Merzougi. Marokańczyk zdobył zaufanie Wrocławian, oprowadził ich po gaju palmowym w Skourze, poopowiadał o tym i o tamtym, a przede wszystkim o swoim sklepiku z przyprawami. Przyprawy rzekomo pochodziły z jego ogrodu, który z dumą zaprezentował D. i Ł. Sprzedał też wieść o tym, że cała miejscowość zaopatruje się w przyprawy właśnie u niego. Cała nasza czwórka te opowiastki kupiła.