Miało być lekko, łatwo i przyjemnie. Leżenie do góry brzuchem, nicnierobienie, podziwiania udnych widoków i drinki z palemką. Nie wszystko poszło jednak zgodnie z planem, ale nie ma czego żałować - było pięknie i ciekawie.
Ok. godziny 7:00 pobudka. Wiadomo - szybki prysznic, śniadanie... poranek jak poranek. Po lekkim ogarnięciu się, ruszyliśmy w stronę przystani. W torebuni ręcznik, kremy i takie tam. Zwarci i gotowi zaczynamy poszukiwania łodzi. Kierunek Railay. Transport znajduje się w zasadzie sam. Młody chłopak chodził po przystani i szukał chętnych, którzy podobnie jak my marzyli o raju na ziemi. Po 8:00 wypłynęliśmy.