W Kutaisi wylądowaliśmy o 5 rano. Nie mieliśmy dużego bagażu rejestrowanego, więc dość szybko się ogarnęliśmy i ruszyliśmy na poszukiwanie transportu do Batumi. Zaraz przy wyjściu stoi masa kierowców chętnych podrzucić przybyszów gdzie dusza zapragnie. Grzecznie wymieniliśmy minimalną ilość euro na żelki (waluta Gruzji ma skrót GEL, stąd wśród Polskich turystów utarło się określać ją w sposób "X żelków") i kupiliśmy dwa bilety na Georgian Bus'a. Zanim wystartowaliśmy do Batumi minęło dobre pół godziny. Wiadomo, pojazd musi być pełny.
Około 7:00 byliśmy w Batumi. Miasto powoli budziło się do życia. Bardzo powoli. Pierwsze wrażenie? Bardzo pozytywne. Morze, słońce, zadbane ulice, momentami dość dziwna architektura. Dodam, że Batumi leży w autonomicznym regionie Adżaria. Przez lata ten słynny kurort był ukochanym miastem prezydenta Micheila Saakakaszwilego. To dzięki niemu w Batumi wpompowano miliony dolarów. I te dolary tu widać...