czwartek, 17 listopada 2016

Batumi, ech Batumi


W Kutaisi wylądowaliśmy o 5 rano. Nie mieliśmy dużego bagażu rejestrowanego, więc dość szybko się ogarnęliśmy i ruszyliśmy na poszukiwanie transportu do Batumi. Zaraz przy wyjściu stoi masa kierowców chętnych podrzucić przybyszów gdzie dusza zapragnie. Grzecznie wymieniliśmy minimalną ilość euro na żelki (waluta Gruzji ma skrót GEL, stąd wśród Polskich turystów utarło się określać ją w sposób "X żelków") i kupiliśmy dwa bilety na Georgian Bus'a. Zanim wystartowaliśmy do Batumi minęło dobre pół godziny. Wiadomo, pojazd musi być pełny. 

Około 7:00 byliśmy w Batumi. Miasto powoli budziło się do życia. Bardzo powoli. Pierwsze wrażenie? Bardzo pozytywne. Morze, słońce, zadbane ulice, momentami dość dziwna architektura. Dodam, że Batumi leży w autonomicznym regionie Adżaria. Przez lata ten słynny kurort był ukochanym miastem prezydenta Micheila Saakakaszwilego. To dzięki niemu w Batumi wpompowano miliony dolarów. I te dolary tu widać...

wtorek, 15 listopada 2016

W drodze do Gruzji


No i ruszyliśmy ponownie. Tym razem Gruzja i tym razem... prawie w trójkę. W związku z tym, że było nas o połowę więcej, musieliśmy trochę zmodyfikować nasz model podróżowania, przynajmniej tym razem. Miało być czysto, z prywatną łazienką w pokojach i bez jedzenia w szemranych knajpkach lub przy ulicznych garkuchniach (tu ubolewam). Siłą rzeczy wyjazd robił się nieco droższy. Jeśli chodzi o plan podróży także nie zamierzaliśmy szaleć. Easy - easy. Z naszych głów już na wstępie odrzuciliśmy góry. Postanowiliśmy, że weźmiemy się za nie następnym razem, a teraz nie ma co się forsować.