O godz. 7:30 wyruszyliśmy z Puno autobusem do Copacabany. Cena biletu to 30 soli plus 1 sol podatku za opuszczenie terminalu autobusowego. Około godz. 11:30 byliśmy w Boliwii. Jechaliśmy 3 godziny, ale w Boliwii przeskakujemy o jedną godzinę i z godz. 10:30 robi się godz. 11:30 :-)
W
planach mieliśmy pojechać autobusem na koniec lub jak kto woli początek
półwyspu i wrócić stamtąd spacerkiem do Copacabany. Niestety okazało
się, że już żadne autobusy nie kursują w kierunku, który sobie
obraliśmy. Została taksówka lub rower. Hmmm taksówka okazała się dosyć drogą opcją, na rower nie mieliśmy siły. Alternatywą zaspokajającą odrobinkę nasze oczekiwania okazał się spacer wzdłuż jeziora Titicaca do urokliwej miejscowości Chani.
Copacabana
to niewielka miejscowość (3818 m n.p.m.) znana w całej Ameryce
Południowej jako miejsce kultu Maryjnego oraz jako ulubione miejsce hipisów. Pierwsze wrażenie było takie sobie, ale potem polubiliśmy to spokojne miasteczko. Jak na miejsce kultu religijnego przystało, w tej niewielkiej osadzie znajduje się Bazylika pod
wezwaniem Matki Boskiej Gromnicznej, a w niej cudowna figura Matki Boskiej. Święta figura ulokowana jest w ołtarzu głównym, całym ze złota. Na co dzień zasłonięta jest ona kurtyną, związku z czym nie mieliśmy okazji jej zobaczyć. Archeolodzy
przypuszczają, że Bazylika została zbudowana w punkcie prekolumbijskiego
miejsca kultu. Bazylika to obowiązkowy punkt odwiedzin każdego turysty tak samo jak Cerro Calvario czyli punkt widokowy (4018 m
n.p.m.), z którego można zobaczyć cudowny zachód słońca. Zanim jednak
znajdziemy się na szczycie musimy pokonać kilka setek schodów.
Szczyt nosi nazwę Calvario, ponieważ wdrapując się na niego kroczymy
drogą krzyżową.
Obiadokolację
zjedliśmy w Pueblo Viaje - kuchnia dobra, ale bez rewelacji. Nocowaliśmy w
Hostel Leyenda. Przyjazne miejsce, za niewielką cenę (140 bolivianos/noc). Mi trochę
przeszkadzało, że woda co prawda była ciepła, ale strumień był tak
niewielki, że pod prysznicem marzłam. Wojtkowi to nie przeszkadzało ani trochę :-).
W Copacabanie można zdecydowanie zregenerować ciało i umysł, a potem ruszyć w dalsza drogę. Miasteczko jest s-p-o-k-o-j-n-e i właśnie przez ten spokój takie urocze. Poza tym jest tańsze niż np. Cuzco czy Puno (ale podobno w porównaniu do innych miejscowości w Boliwii dosyć drogie). Na mercado (na rynku) w Copacabanie można zaopatrzyć się w tanie owoce i bułki. Pieczywo w Boliwii jest smaczniejsze od peruwiańskiego (zdecydowanie bardzie polskie :-) ).
Jeszcze jedna bardzo ważna informacja - nie opłaca się wymieniać dolarów czy soli na boliwiany na granicy peruwiańsko/boliwijskiej. W Copacabanie jest bank (z którego usług korzystaliśmy) oraz sporo kantorów ze zdecydowanie korzystniejszym kursem.
Więcej zdjęć z całego Peru pod tym linkiem.
W Copacabanie można zdecydowanie zregenerować ciało i umysł, a potem ruszyć w dalsza drogę. Miasteczko jest s-p-o-k-o-j-n-e i właśnie przez ten spokój takie urocze. Poza tym jest tańsze niż np. Cuzco czy Puno (ale podobno w porównaniu do innych miejscowości w Boliwii dosyć drogie). Na mercado (na rynku) w Copacabanie można zaopatrzyć się w tanie owoce i bułki. Pieczywo w Boliwii jest smaczniejsze od peruwiańskiego (zdecydowanie bardzie polskie :-) ).
Jeszcze jedna bardzo ważna informacja - nie opłaca się wymieniać dolarów czy soli na boliwiany na granicy peruwiańsko/boliwijskiej. W Copacabanie jest bank (z którego usług korzystaliśmy) oraz sporo kantorów ze zdecydowanie korzystniejszym kursem.
Więcej zdjęć z całego Peru pod tym linkiem.
PRAKTYCZNIE:
Nocleg w Copacabanie:
- Hostel Leyenda - 140 bolivianos/pokój 2-osobowy
Transport:
- Autobus z Puno do Copacabany - 31 soli. Ostatni autobus z Puno odjeżdża ok. 14.
- Brak autobusów między Copacabaną, a miejscowością Sampaya - jeżdżą tu jedynie drogie taksówki.
Jedzenie:
- Pueblo Viaje (Av. 6 de Agosto) - 40-50 bolivianos
Atrakcje:
- Katedra w Copacabanie - wstęp wolny
Brak komentarzy
NAPISZ COŚ