Po 16 godzinach lotu byliśmy w Limie. Pierwszą czynnością jaką zrobiliśmy po wylądowaniu było przestawienie zegarków - wskazówki cofnęliśmy o 7 godzin i w ten oto sposób z godz. 13:00 zrobiła się godz. 6:00. Wypełniliśmy dwa druczki, w tym jeden informujący, że nic cennego do Peru nie wwozimy (w innym przypadku musielibyśmy zapłacić podatek od wartości przedmiotu, tj. jakieś 14%). O godz. 11:00 mieliśmy wylecieć liniami TACA do Cuzco. Niestety lot został opóźniony o 3 godziny.
Przy okazji może podam patent
na zaoszczędzenie do kilkudziesięciu dolarów na biletach lotniczych :-)
Bilet z Limy do Cuzco kupiliśmy dożo taniej dzięki programowi LIFE
MILES i tak zamiast ponad 400 zł zapłaciliśmy ok 250 zł. Wystarczy się
zarejestrować na stronie internetowej programu, sprawdzić ile minimalnie
trzeba mieć mil do zakupu biletów lotniczych, kupić je (30$ za
1000mil), a resztę zapłacić w dolarach bez kupna mil. Wydaje się
skomplikowane, ale nie jest tak źle ;-)
Na marginesie dodam, że Cuzco w języku Keczua znaczy "pępek świata". Już sama nazwa mówi nam o tym mieście bardzo dużo. Co poniektórzy porównują inkaskie Cuzco do Rzymu w jego najwspanialszych czasach. Hegemonia miasta zakończyła się w momencie przybycia Hiszpanów, a dokładnie Francisco Pizarro i jego ludzi w 1533 r. Złupili oni miasto, zburzyli pałace i świątynie, a na ich fundamentach wznieśli budowle wg własnego zamysłu.
Pierwszego dnia pobytu wymieniliśmy dolary na sole w banku. Wymieniając walutę w banku mieliśmy
pewność, że otrzymane pieniądze są oryginalne... podobno w Peru rożnie z tym bywa. Koniecznie trzeba pamiętać, aby z Polski zabrać ze sobą dolary nieuszkodzone - Peruwiańczycy mają na tym punkcie fioła. Wystarczy mały bohomaz na banknocie i z wymiany nici. Za sole kupiliśmy czapy z "alpaki" heheh
:-). Wieczorami w Cuzco jest bardzo zimno więc wybierając się
w ten region trzeba pamiętać o porządnym, ciepłym ubiorze. Pomimo tego, że temperatura była dość niska, po mieście kręciło się sporo turystów i mieszkańców. Plaza de Armas pełen był gapiów przyglądających się ćwiczącym układy taneczne dzieciakom. Było gwarno i wesoło. Szkoda, że Gdańsk idzie spać tak szybko...
Po tym krótkim zwiedzaniu, wróciliśmy do hostelu na kolejny kubek mate de coca i do spania. Herbata z liści koki podobno ogranicza objawy choroby wysokościowej - my na szczęście jej nie doświadczyliśmy.
Więcej zdjęć z całego Peru pod tym linkiem.
PRAKTYCZNIE:
Nocleg w Cuzco:
- Mama Simona Hostel - 85 zł/pokój 2-osobowy
Transport:
- Z lotniska w Cuzco do centrum miasta najlepiej dostać się taksówką. Wychodząc za bramę parkingu lotniskowego, cena za taksówkę nagle spada o połowę.
Wyżywienie:
- Ciężko nam było znaleźć w centrum miasta knajpkę typowo dla lokalsów. Najwięcej restauracji "turystycznych" jest w pobliżu Plaza de Armas. My jedliśmy w restauracji Pacha Mama.
Za podziwianie święta nic nie trzeba płacić. Przez trzy dni na głównym placu i po okolicznych uliczkach przemierzają korowody inkaskich grup.
OdpowiedzUsuńNiestety, aby dostać się na teren twierdzy i zobaczyć "glowne" widowisko to trzeba zapłacić za bilety. I to słono. Chyba, ze się coś zmieniło. W Peru byliśmy 3 lata temu. Natomiast jeśli chodzi o to co dzieje się podczas IR w samym mieście... nie mieliśmy okazaji zasmakowac. Obserwowaliśmy przygotowania do święta. Mam nadzieję, że będziemy mogli tego doświadczyć w przyszłości. pozdrawiam
OdpowiedzUsuń