poniedziałek, 22 lipca 2013

Dzień 15...16 - Colca Trek

Kanion Colca

Pobudka - godzina 2:20. Ruszyliśmy na podbój Kanionu Colca :-) Z nami Amerykanka, Niemiec i pięciu Anglików. Grupa zdecydowanie bardziej przyjazna i rozmowna niż towarzysze z Inka Trail. Po tym trekkingu stwierdziliśmy, że co Europejczyk to Europejczyk:).

Większą część trasy do bram kanionu pokonuje się jeszcze w nocy. Dopiero w pobliżu Chivay zaczęło się przejaśniać, tam też zjedliśmy zapewnione przez tour operatora śniadanie. Zimno było jak diabli. Zlodowaciałe dłonie ogrzewaliśmy kubkami z ciepłą herbatą. Po śniadaniu wsiedliśmy do busa, a stamtąd szutrową drogą pojechaliśmy na słynny punkt obserwacji kondorów - Cruz del Condor. Po drodze zrobiliśmy jeden nieplanowany przystanek, bo okazało się, że na przydrożnej skale przesiaduje kondor. Z samego punktu widokowego zbyt wiele nie zobaczyliśmy - okazało się, że kondory latają zdecydowanie niżej w brzydkiej pogodzie, a taka właśnie była tego dnia. Tylko momentami, daleko w dole kanionu, wyłaniały się gdzieś między skałami. Mogliśmy sobie wyobrazić, jak ogromne są to ptaki. Podobno rozpiętość skrzydeł dorosłego kondora to nawet 4 m.

Kanion Colca

Ok. godziny 9 zaczęliśmy schodzić na dno kanionu. Nie było łatwo. Śliski i pylący szuter nie pomagał w zejściu, momentami stromą ścieżką. Po chwili nasze ciuchy zmieniły kolor na biały. Bez odpowiednich butów i przede wszystkim uważnej obserwacji podłoża było łatwo o upadek. Schodziliśmy i schodziliśmy... a że pogoda była taka sobie, więc i widoki specjalnie nie zachwycały. Na samym dole czekała na nas nagroda... lunch i błogi odpoczynek na łączce! Po ponad godzinnej sjeście ruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem 30 minut wspinaczki, potem godzinka po prostym i znowu w dół do oazy. Po drodze mijaliśmy urokliwą osadę (Malata), gdzie na placu przez kościółkiem leżało pełno kapsli od piwa i innych trunków. Przewodnik opowiadał, że raz w roku odbywa się tu wielka fiesta, na którą zjeżdżają się mieszkańcy wszystkich okolicznych wiosek. Przez kilka dni tylko piją, grają, tańczą i śpiewają. Najlepiej obrazuje to jeden z filmików znalezionych na YT (link). Wracając do przebiegu trekkingu, to o godzinie 17:30 byliśmy już w Sangalle. W oazie nie ma prądu, nie ma ogrzewania, nie ma gorącej wody. Każdy radzi sobie jak może :-) np. kąpiąc się w basenach z chłodną wodą:-) W domkach luksusów nie było - 2 łóżka i świeczka. Pomimo tego wspominamy to miejsce z wielkim sentymentem. Łóżka w bungalowie były wygodne, zaserwowane nam jedzonko pyszne, a towarzysze wieczornych pogawędek wyborni.

W oazie spotkaliśmy Kanadyjczyków, którzy towarzyszyli nam na Inca Trail. Jaki ten świat mały :-)

Kanion Colca
Kanion Colca
Kanion Colca
Kanion ColcaKanion Colca

O godzinie 19 zjedliśmy wspólną kolacyjkę. Rafael (nasz wspaniały przewodnik) pochwalił się swoją znajomością Polski. Widział kilka polskich filmów i znał historię polskiego himalaizmu lepiej niż nie jeden Polak. Fajnie, że na drugim końcu świata wiedzą gdzie leży Polska i trochę się nią interesują (podczas mojego pobytu w Hiszpanii mieszkańcy Madrytu mylili Polskę z Holandią :-). Anglicy z kolei zachwycali się naszą żubrówką. Wieczorną herbatkę zaczęliśmy wspólnie od polskiego "NA ZDROWIE". Fajny był ten wieczór. :-)

Kanion Colca - Oaza Sangalle

Wracając jeszcze do naszego przewodnika... Był strasznie zajarany, że ma możliwość iść z turystami z Polski. Byliśmy przez niego wręcz faworyzowani. :-) Podczas trekkingu często chwalił się wiedzą o polskim himalaizmie i myślał chyba, że my też jesteśmy nie wiadomo jakimi góralami. ;-) W samej oazie przydzielił nam najlepszy bungalow jakim dysponowała agencja. W busiku, którym wracaliśmy do Arequipy, schowane miał archiwalne numery National Geographic, w których były artykuły o polskich himalaistach - Anglicy nie mieli wyjścia również musieli się z nimi zapoznać. ;-) Po raz pierwszy podczas naszych wyjazdów czuliśmy się naprawdę dumni, że jesteśmy Polakami.

Następnego dnia wstaliśmy już o 5:00 ponieważ czekała nas wspinaczka 1200 m pod górę. Na szczycie byliśmy 3 godziny później jako pierwsi - Rafael był z tego powodu niezwykle dumny. W Cabanaconde zjedliśmy śniadanie, po czym busem pojechaliśmy na dalsze zwiedzanie. Zatrzymaliśmy się w kilku punktach widokowych oraz w małej miejscowości (Maca), gdzie główną atrakcją był stary kościółek i nastawiony na turystów targ z pamiątkami.

Kanion Colca
Kanion Colca
Kanion Colca
Kanion Colca

W Chivay odwiedziliśmy gorące źródła (dodatkowe 15 soli dla chętnych), po czym zajechaliśmy na lunch. My głodni nie byliśmy więc poszliśmy do centrum miasteczka, co okazało się świetnym pomysłem. Nigdzie indziej nie zobaczy się taksówki złożonej z udekorowanej lamy i przyczepki. Nigdzie indziej nie jedliśmy też tak dobrych faworków z miodem, robionych na bieżąco w ulicznej garkuchni. Przy pierwszym zakupie woreczek ciastek kosztował 2 sole, przy trzecim podejściu zapłaciliśmy sola. Tak swoją drogę ciekawe ile by kosztowały ciastka przy piątym podejściu?

Kanion Colca - Maca

Z Chivay wyjechaliśmy przed 14:00. W drodze powrotnej do Arequipy zatrzymaliśmy się jeszcze w dwóch miejscach:
  • Patapampa, czyli najwyżej położony punkt na trasie (prawie 5000 m), będący punktem widokowym na wszystkie okoliczne wulkany.
  • Pampa Cañahuas, czyli rezerwat dziko żyjących lam, alpak i wikunii.
Na całej tej trasie widoki są piękne, aczkolwiek bardzo surowe.

Patapampa
Pampa Cañahuas
Pampa Cañahuas

O godz. 17:00 byliśmy w Arequipie. Postanowiliśmy skorzystać z pomocy przewodnika Bezdroży i udać się do polecanej przez jego autora pizzerii Los Leones. Po raz kolejny przewodnik okazał się totalną klapą. Pizzeria droga, a pizza kiepska. Mimo to kolacja była całkiem przyjemna, bo w pizzerii spotkaliśmy Stefana - Niemca, który przez ostatnie 2 dni maszerował z nami po kanionie Colca.

Wieczorem w jednej z agencji turystycznych kupiliśmy bilet na autobus do miasta Ica - 115 soli, klasa VIP (Cruz del Sur). Kupiliśmy vipowski bilet bo chcieliśmy się wyspać... przed nami był dłuuugi dzień. Cena biletu w agencji okazała się taka sama jak przez Internet.

Więcej zdjęć z całego Peru pod tym linkiem.

PRAKTYCZNIE:

Organizacja trekking'u:
  • Biuro turystyczne Turismo Colca Garden (link) - Calle Santa Catalina 203, Arequipa - koszt 115 soli dla Polaków + standardowe 70 soli za wjazd do kanionu.
  • Nocleg w Oazie Sangalle i pełne wyżywienie wliczone w koszt trekkingu.

Brak komentarzy

NAPISZ COŚ